W tym roku świętujemy 20-lecie Timac Agro Polska. Z tej okazji zaczynamy naszą jubileuszową serię „20 lat razem” – opowieści osób, które pracują w naszej firmie od pierwszego dnia.
Oczywiście nie mogliśmy zacząć inaczej niż od rozmowy z osobą, bez której nie byłoby tego wszystkiego – naszą Prezes, Agatą Stolarską.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z Timac Agro?
Moja przygoda z Timac Agro zaczęła się w zasadzie przypadkowo, choć z perspektywy czasu myślę, że to musiało być pewnego rodzaju „zrządzenie losu”. Studiowałam we Francji, a dokładniej na Uniwersytecie Rennes 1, Zarządzanie Przedsiębiorstwami. Na trzecim roku, mieliśmy obowiązek odbycia 3 miesięcznych praktyk studenckich, które kończyły się obroną pracy z zadanego tematu. Nie mając zbyt wielu kontaktów „biznesowych” wysłałam chyba około 150 CV do „topowych firm” z regionu Bretanii, każdemu znajomemu wręczałam życiorys z prośbą o rekomendację. Dorabiałam sobie na studia pracując w kilku miejscach. W restauracji dawałam moje CV klientom wraz z rachunkiem, w fabryce mikroprocesorów moje CV wyłożone było zaraz obok ulotek z menu lokalnej pizzerii, a w Teatrze Narodowym Bretanii, dołączałam życiorys do dziennych rozliczeń tzw. „obiegówki”. Cóż, naprawdę zależało mi na tym stażu.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie uprzejma Pani z centrali grupy Roullier. Moje CV wylądowało na jej biurku w momencie, kiedy szukała tłumacza symultanicznego z francuskiego na polski, przygotowując wizytę Zarządu w Polsce. Zapytała czy się podejmę, a ja oczywiście zaakceptowałam. W tamtych czasach, będąc studentką studiów dziennych, bez stypendium i wsparcia finansowego, wyznawałam zasadę niczym Irena Kwiatkowska „ jestem kobietą pracującą i żadnej pracy się nie boję”. Przyjęłam propozycję, a potem ofertę stażu i ostatecznie umowę o pracę. I niczym inna kobieca ikona, tym razem francuska Edith Piaf mogę śmiało powiedzieć „niczego nie żałuję”.
Czy pamiętasz swój pierwszy dzień pracy?
Tak, bardzo się stresowałam. Najbardziej tym, że na koniec dnia będę musiała wyjechać z zatłoczonego parkingu przy naszej siedzibie w Saint Malo, moim nowiutkim samochodem służbowym (to był Citroen C3 Picasso). Miałam bowiem prawo jazdy, ale wtedy byłam biedną studentką (miałam jakieś 24 lata) i nie miałam auta. Pamiętam jak bardzo się stresowałam, że przy cofaniu uderzę w auto jakiegoś wysoko postawionego pracownika i od początku będę miała problemy.
Okazało się, że te początkowe obawy były zupełnie nieuzasadnione, zresztą tak jak i wszystkie pozostałe „strachy”. Nie tylko nie spowodowałam żadnej stłuczki, ale od ponad 20 lat poruszam się w grupie Roullier „bezkolizyjnie”.
Ba! będąc u steru Timaca w Polsce, udaje mi się prowadzić bezpiecznie nasz okręt nawet przez najtrudniejsze burze, zawirowania rynkowe, gospodarcze i geopolityczne.
Wszyscy byli dla mnie wielkim wsparciem. Byłam trochę taką „ciekawostką przyrodniczo – naukową”, bo pojawiłam się nagle znikąd, młoda Polka, w zasadzie smarkula, wśród rdzennych Bretończyków, w większości mężczyzn w pewnym wieku, z dużym doświadczeniem w branży i w firmie.
Czy pamiętasz pierwszą sprzedaż? Jaki to był produkt? Czy nadal współpracujemy z tym klientem?
To był produkt, którego już dziś nie mamy w portfolio – granulowany Nawóz PK TIMAC PLUS 26. 14 ton w workach 50 kg. Pamiętam jak świętowaliśmy jakimś tanim pseudo szampanem typu Sowietskoje Igristoje.
Zamówienie jest wprawdzie wypisane tak nieczytelnie, że trudno odczytać nazwisko klienta, ale dystrybutor znany i współpracujemy z nim od lat.
Dlaczego zdecydowałeś/aś się na pracę w Timac Agro przez ostatnie 20 lat? Co cenisz sobie najbardziej?
Timac Agro to, poza ogromnymi możliwościami rozwoju, to firma, w której wyznajemy pewne wartości. Grupa Roullier jest dużym, międzynarodowym koncernem, ale pozostaje jednocześnie rodzinną strukturą, w której to nie tabelka w Excelu, a właśnie człowiek jest najważniejszy. Głęboka etyka biznesowa, szacunek do ludzi i do środowiska naturalnego, zrównoważony rozwój z dozą odrobiny szaleństwa – zwłaszcza w dziedzinie innowacji. To wszystko powoduje, że pomimo różnych wyzwań, nadal uważam, że jestem w najlepszym miejscu i nie zamierzam tego zmieniać.
Z jakimi trudnościami zmagałaś się najbardziej?
Oj, trudności były, są i będą, jak to się mówi „nikt nie obiecywał, że będzie lekko”! Na początku zmagałam się zarówno z drobnymi rzeczami, takimi jak znalezienie biura, zakup faksu, czy też roślin ozdobnych do biura (pierwsze krzesło i paprotkę dostałam od mojej mamy), jak i z tymi największej wagi, jak zdobywanie zaufania naszych potencjalnych klientów czy dystrybutorów.
Nasze produkty i koncepcja „odżywiania, a nie nawożenia roślin” wyprzedzała nieco epokę. Na rynku nie było praktycznie żadnych produktów biostymulujących, a o zastosowaniu wyciągów z alg morskich w rolnictwie nie słyszał „prawie nikt”.
Jednak, znalezienie odpowiednich ludzi do odpowiednich zadań, było i jest nawet bardziej dziś, zdecydowanie najtrudniejszym zadaniem. W tej kwestii miałam dużo szczęścia, choć popełniłam też wiele błędów. Zwykłam mawiać, że „nie szukamy ludzi najlepszych” ale tych właściwych, a to jest zupełnie inna sprawa.
Jaki jest Twój największy sukces?
Jako mama dwójki synów, powinnam odpowiedzieć : oczywiście moje dzieci, choć to przecież ich sukces, że są tak fajnymi ludźmi.
A tak na poważnie, to jeśli chodzi o moje życie zawodowe, to muszę się do czegoś przyznać. Jak byłam na studiach, to miałam taki pomysł, żeby wybrać specjalizację – Zarządzanie Organizacjami Pozarządowym i wyjechania na jakąś misję do jednego z krajów trzeciego świata. Moja mama, zawsze pomagała (nadal pomaga) osobom w różnych kryzysach, i chyba każda z nas, trzech sióstr, nasiąknęła tą chęcią pomocy, jeszcze w domu rodzinnym.
Kiedy dostałam szansę w Timacu trochę biłam się z myślami. Zastanawiałam się czy mogę, nie zdradzając swoich młodzieńczych ideałów, zaangażować się w projekt komercyjny, robiąc jednocześnie „coś dla innych”.
Podzieliłam się tymi wątpliwościami z Danielem Roullier, który opowiedział mi swoją historię, chłopaka z biednej, powojennej, bretońskiej wsi, który miał wielkie marzenia. Zrozumiałam jego postrzeganie sukcesu, którego miarą jest nie to co osiągnąłeś osobiście, ale to co budujesz z innymi, a wręcz dla innych. Jego postawa inspiruje mnie do dziś.
„Misję” utworzenia oddziału w Polsce, zawsze postrzegałam jako szansę zbudowania miejsca pracy dla setek osób, które będą mogły tu nie tylko zarabiać pieniądze, dzięki którym wybudują domy, wyślą dzieci na studia, pomogą niedołężnym rodzicom, ale też będą mogły się rozwijać i zadbać o swój, jak to się teraz popularnie mówi „dobrostan”.
Przez 20 lat, z radością przyglądam się setkom pięknych historii. Urodziło się nam sporo Timacowych dzieci (w tym dwójka moich), wielu dumnych rodziców wykształciło swoje pociechy na renomowanych uczelniach, wyprawiło im wspaniałe wesela (miałam szczęście być na kilku z nich) . Wybudowaliśmy setki domów, mieszkań…spełniły się marzenia wielu z nas.
Jednocześni zawsze angażowaliśmy się w pomoc lokalnym społecznościom, na przestrzeni 20 lat wsparliśmy tysiące mniejszych i większych organizacji pożytku publicznego, fundacji etc…
To właśnie te setki (a powinnam powiedzieć tysiące) ludzkich historii, są dla mnie największym sukcesem, bo jest w nich, jeśli nie moja „cegiełka” to choć ziarno piasku. I choć ostatecznie nie wyjechałam budować studni w Sudanie 😉 to czuję, że ta trwająca nadal „misja” ma głębszy, ludzki wymiar.
Jak zmieniało się rolnictwo na przestrzeni lat?
Zmieniło się wiele, a jednocześnie wiele rzeczy pozostało bez zmian. Jeśli miałabym to podsumować w bardzo dużym uproszczeniu i skrócie to 20 lat temu, głównym wyzwaniem było wyprodukowanie jak najwięcej z hektara (dotyczy to również produkcji zwierzęcej), potem zaczęła się jednak liczyć jakość. Nie wystarczało wyprodukować dużo, bo to właśnie jakość decydowała często o opłacalności. Teraz największym wyzwaniem jest uzyskanie wystarczająco dobrego jakościowo plonu, ale z użyciem jak najmniejszej ilości środków (nawozów, środków ochrony roślin, etc), ograniczając wpływ na środowisko naturalne. To są w zasadzie założenia zrównoważonego rolnictwa, którego idea jest nam bliska od ponad 65 lat.
Co było Twoim największym zaskoczeniem w Timac Agro?
Kiedy zatrudniłam się w Timac Agro, nie wiedziałam, że firma należy do tak silnie zdywersyfikowanej, globalnej grupy, posiadającej w swoim portfolio bardzo wiele produktów i usług oraz działającej na tak wielu rynkach. Kiedy odwiedziłam po raz pierwszy laboratorium przy fabryce, w której produkujemy wyciągi z alg morskich, również na potrzeby przemysłu kosmetycznego, zdziwiło mnie, że dostarczamy ekstrakty również dla polskich marek kosmetyków takich jak Irena Eris czy Ziaja.
Co najbardziej zmieniło się w Timac Agro przez ostatnie 20 lat?
Zmieniło się tak naprawdę niewiele, ponieważ dla nas zawsze model zrównoważonego rolnictwa, ale też rozwoju był tym „jedynym słusznym”.
Na pewno zmieniły się narzędzia pracy, technologia, ale podejście doradztwa oraz partnerstwa w biznesie pozostały bez zmian.




